PARAFIA MĘCZEŃSTWA ŚWIĘTEGO JANA CHRZCICIELA w Samborze


Środa, 24.04.2024, 09:47


                                  „Kochać to nie znaczy patrzeć na siebie nawzajem, lecz patrzeć razem w tym samym kierunku”.A. de Saint-Exupery

Login: Gość | Grupa "Goście" | RSS | Główna | ks_kazimierz_macynski_14 | Mój profil | Wyjście

        

14. Niezapomniany kapłan

 

W adhortacji apostolskiej Pastores dabo vobis czytamy: „(…) życie i posługa kapłana musi się „dostosować do każdej epoki i każdego środowiska (...). Dlatego musimy jak najbardziej otwierać się na światło Ducha Świętego, by rozpoznawać, dokąd zmierza dzisiejsze społeczeństwo, odkrywać jego głębokie potrzeby duchowe, określać konkretne i główne zadania oraz odpowiadające im metody duszpasterskie, by stosownie odpowiedzieć ludzkim oczekiwaniom”.

Kapłaństwo Chrystusowe realizowane przez ks. Kazimierza Mączyńskiego było na pewno dostosowane do potrzeb epoki. Co więcej, jako kapłan pochodzący z Łotwy umiał doskonale wejść w środowisko nowych parafii – Sambora, Mościsk i Lwowa.

Na pewno pomocne dla niego było to, że pochodząc z innej Republiki Związku Radzieckiego doskonale znał panujący system. W karcie ocen z lat studiów figuruje przedmiot „Konstytucja ZSRR”. Jak wynika z relacji świadków, przedstawionych w niniejszej pracy, ks. Kazimierz doskonale znał prawo obowiązujące w Związku Radzieckim. Stąd zapewne jego odwoływanie się do obowiązującego prawa potrafił zwycięsko wyjść z niejednej, trudnej sytuacji w kontaktach z władzami.

Emilia Miedwiediewa wspomina jedno z takich wydarzeń: „Pamiętam, że za czasów sowieckich bardzo często wzywali księdza do Rady Miejskiej, ponieważ wydawane były ukazy, poprzez które chciano zniszczyć religię katolicką. Pewnego razu, gdy ks. Mączyński, wszedł do biura, urzędnicy zaczęli na niego krzyczeć, nawet nie poprosili by usiadł. Ksiądz nic nie powiedział, odwrócił się i chciał odejść. To zachowanie ogromnie ich zaskoczyło i zapytali, dlaczego odchodzi skoro nie załatwił sprawy? Ksiądz odrzekł: ponieważ nie umiecie z ludźmi normalnie rozmawiać, więc ze mną niczego nie załatwicie. Wtedy zaproponowali, żeby usiadł i już rozmawiali spokojnie.”

Doświadczenie, zwłaszcza parafii Mościska i Lwów – św. Antoni,  pokazuje, że młody kapłan, jakim był ks. Kazimierz, który nastał po kapłanach – łagiernikach, wlał „nowego ducha” w parafian. Nie ma się co dziwić, ani w przypadku ks. E. Saletnika z Mościsk, ani w przypadku ks. I. Chwiruta z św. Antoniego, że byli ostrożni. Doświadczenie więzienia – łagru, doświadczenie prześladowań nauczyło ich wielkiej ostrożności a nawet nieufności. I to jest zrozumiałe. Podziwiać ich jednak należy za pozostanie na „stanowisku” aż do śmierci. To również bardzo wymowne świadectwo.

W myśl powyższych słów Pastores dabo vobis, oni również dostosowali się do epoki i środowiska.

Kapłaństwo ks. Kazimierza Mączyńskiego wywarło wielki wpływ na otoczenie. W momencie pisania niniejszej pracy, dziesięć lat po śmierci ks. Kazimierza, postać ta jest nadal żywa.

Życie kapłańskie ks. Kazimierza Maria Farbotnik podsumowuje w następujący sposób: „Bardzo modlący się kapłan. Każda wolna chwila była wykorzystywana na modlitwę. W zwykły dzień czekał na ludzi w konfesjonale. Tam można było go zobaczyć z brewiarzem, różańcem.” Słowa te świadczą o obserwowaniu życia Księdza. O szukaniu świadectwa wiary w tych trudnych czasach. Nie tylko obserwowali i podpatrywali Księdza pracownicy tajnych służb ale czynili to sami parafianie.

„Była rzetelność, dyscyplina i sprawiedliwość. Był wymagający.” To krótkie świadectwo, ale bardzo treściwe. Czasy Związku Radzieckiego znamy jako czasy, gdy ludzie nauczeni byli wszystko robić pod komendę. Ks. Kazimierz daleko był od swojego Biskupa. Jednak z podanej oceny widać wyraźnie, że pracował duszpastersko dla wyższych celów. Nie dla ludzkiego oka, czy ludzkich, kościelnych nagród czy zaszczytów (takich nigdy nie otrzymał), ale pracował dla Bożej chwały i zbawienia ludzi.

Inna rozmówczyni, Maria Pukało, wspomina krótko: „Był dobry. Usługiwałam jak kościelny i ministrant przez 20 lat. Jeździłam na pogrzeby, jak organista. Odpowiadałam modlitwy po łacinie, bo nie miał kto odpowiadać.”

Wielkość kapłana mierzy się różnymi miarami. Dla Mariana Wawrzyszyna taką miarą było sprawowanie sakramentu spowiedzi: „Był to wielki człowiek. Można się było przed nim całkowicie otworzyć. To była tajemnica. Ja miałem takie mniejsze problemy i można mu było wszystko powiedzieć. Nawet wydawało się że jest niedostępny. Ale jeśli człowiek trafił do spowiedzi. To On już sobie porozmawiał. Jaka by kolejka nie była, to rozmawiał, to był już inny świat.”

Sprawiedliwość i dobroć, z jaką spotykał się penitent w konfesjonale, było widać również na co dzień, w codziennych, zwykłych sprawach. Cytowany już M. Wawrzyszyn zauważa również, że nie był skąpy dla pracowników, był solidny.

Podsumowaniem wspomnień M. Wawrzyszyna jest podejście ks. Kazimierza do dóbr materialnych: „Nigdy nie żalił się, że nie ma pieniędzy. Najważniejszym bogactwem Kościoła są ludzie. Nie marmury, nie posadzki, ale ludzie!” Ks. Kazimierz doskonale wiedział, że ludzie szybko zauważą, co dla niego jest na pierwszym miejscu. „Dbał o to, co ludzie powiedzą.”

Na temat podejścia do spraw materialnych wspomina naukę ks. Mączyńskiego, ks. K. Halimurka: „Jeżeli coś dla ciebie robią przy parafii, nigdy nie mów tylko – Bóg zapłać.” Druga cecha wymieniana przez ks. K. Halimurkę to porządek w prowadzeniu rachunków parafialnych. „Tego można było się od niego uczyć.”

Innych z wychowanków ks. Kazimierza, ks. A Zajączkowski, wspomina: „Był autorytetem dla całej parafii. Myśmy się go nie bali. Myśmy go szanowali.” A jako kandydat do Seminarium pamięta naukę „na drogę”: „Co do Seminarium mówił realnie - co i jak – żebyś nie myślał, że tam są same anioły. Nigdy nie owijał sprawy w papierki. Mówił prosto, co i jak. Była u niego życiowa mądrość, ale i kapłańska mądrość.”

W pamięci ks. A. Zajączkowskiego zachowały się jeszcze dwie, szczególne cechy ks. Kazimierza. Pierwsza to sprawowanie sakramentów: „Kościół, sakramenty były na pierwszym miejscu. Potwierdzał to swoim życiem.” Druga cecha to szacunek dla życia: „Życie traktował poważnie. Nie wolno było jechać samochodem więcej niż 90. Nawet, gdy spał w drodze, odpoczywając między jedna a drugą Mszą św, potrafił się zbudzić i zwrócić uwagę – ‘za szybko – wystarczy 90.’

Luba Derdziak podsumowuje kapłańskie życie ks. Kazimierza, w następujący sposób: „Bardzo wymagający. W postanowieniach,  w spowiedzi, w życiu. We wszystkim lubił porządek. Nie tylko w sprawach zewnętrznych ale zwłaszcza wewnętrznych. Jako kierownik duchowy był nim dla mnie przez 6 lat.”

L. Derdziak, podobnie jak inni, po „wewnętrznych” przymiotach wymienia te, które były dostrzegalne na zewnątrz: „Bardzo schludnie ubrany. Skromnie, ale schludnie. Sutanna czysta. Wzór mężczyzny, który dba o swój wygląd.” W ciekawy sposób L. Derdziak łączy to, co zewnętrzne i wewnętrzne: „Na wzrost i szerokość, była to jedna dobroć.”

Jak poprzedni świadkowie życia ks. Kazimierza, tak i L. Derdziak obserwowała, szukając dla siebie świadectwa: „Gdy szedł do konfesjonału, zawsze miał krótką adorację Najświętszego Sakramentu. Po Mszy św. krótka modlitwa. Na zakończenie dnia pracy – krótka modlitwa, przed udaniem się na spoczynek.”

H. Wencak stwierdza: „Ks. Kazimierz nauczył cenić każdego kapłana: ‘kapłan jakie by nie były sprawy, co byś nie wiedział o kapłanie,  staraj się pamiętać – On ma dłonie namaszczone. On może się mylić, ale nie twoją rzeczą, człowieka świeckiego osądzać go, roztrząsać jego niedostatki.’” W kontekście dzisiejszego oceniania kapłanów, uwaga ta jest nader aktualna.

Dalej H. Wencak wspomina kolejne cechy, pośród nich umiejętność dawania: „Człowiek z zasadami, uczciwy, dość otwarty, strasznie punktualny. Bardzo prawy. Kapłan z dużej litery. Dla mnie to był i jest kapłan z największej litery. Nie szedł na kompromisy, nawet z władzami, przekonywał o ważności spraw religii. Miał umiejętność takiego dawania, że ten kto otrzymywał nie czuł się jak żebrak. Pamiętaj, że, niech nie schudnie ręka dającego, niech nie wyschnie ręka otrzymującego – to rosyjskie przysłowie, często powtarzał.”

W duchu Pastores dabo vobis widzi kapłaństwo ks. Kazimierza, ks. M. Hołdowicz: „Był to kapłan gorliwy, głębokiej wiary, nie bał się władz, robił swoje. Styl duszpasterstwa na te czasy bardzo pasował. Był rygor, dyscyplina, Wymagał od siebie i od ludzi. Był radykalny w sprawach wiary.”

Podobnie jak H. Wencak, ks. Hołdowicz wspomina jego poszanowanie dla kapłaństwa: „Pamiętam fakt odsunięcia od funkcji matki chrzestnej kobiety, która zajmowała się plotkami na temat księdza.”

Stanisław Legowicz jest bardziej odważny w swoich wspomnieniach: „Gorliwy kapłan. Starł się o kościół. Sambor go lubił. Lwów go lubił a w Mościskach to różnie bywało.” Mimo tych wszystkich ludzkich doświadczeń, codziennych odniesień do ks. Kazimierza wiernych podziwia jego odpowiedzialność za objęte opieką duszpasterską parafie: „Nigdy nie było tak, żeby zapowiedzianej Mszy św. nie było. Na pierwszym miejscu były kapłańskie obowiązki: Msza św., spowiedź. Odprawiał Msze św. w Mościskach, siadał w samochód i bez obiadu do trzeciego kościoła, na następną Mszę św. Wykonywał kapłańskie obowiązki rzetelnie i z zamiłowaniem.”

Oprócz tych wszystkich wymienionych cech na uwagę zasługuje ta, podana przez pana Adolfa: „Był to dobry kapłan, ale miał swoje myśli. Potrafił przeprosić jeśli był dla kogoś za ostry.” Nie jest łatwo przepraszać innych. Bywa tak, że szczególnie czasami trudno przychodzi to samym kapłanom, którzy o przebaczeniu tyle nauczają. Musiał więc ks. Kazimierz posiadać tę zdolność skoro tak utrwaliła się w pamięci.

W dziesiątą rocznicę śmierci ks. Kazimierza, w kościele w Mościskach, 10 sierpnia 2006 roku odsłonięto pamiątkową tablicę. Poświęcenia dokonał bp Marian Buczek, który poznał ks. K. Mączyńskiego podczas swojej pierwszej wizyty we Lwowie. Z ks. Ludwikiem Kamilewskim udał się do Sambora, gdzie zobaczył żywą parafię, tak pod względem wiernych, jak i dbałość o sprawy materialne, czyli wygląd samego kościoła i obejścia. Podobne wrażenie miał bp M. Buczek odwiedzając kościół św. Antoniego. Dalsze spotkania miały miejsce już podczas pierwszych wizyt bpa Mariana Jaworskiego z Lubaczowa. „Odnoszenie się do ks. Kardynała było synowskie, eklezjalne. Trzeba popatrzeć na ks. Kazimierza Mączyńskiego, który był proboszczem wielkiej parafii Sambor, wielkiej parafii Mościska i wielkiej parafii św. Antoniego we Lwowie. Rozłożyć prace duszpasterską nie tylko w tych kościołach, ale i ile wiosek należało. Pogrzeby, śluby, chrzty, spowiedzi to wszystko trzeba było obsłużyć. To było coś wielkiego.”

Tablice pamiątkowe w Samborze i u św. Antoniego we Lwowie odsłonięto w poprzednich latach. W taki prosty, ludzki sposób, chciano upamiętnić postać niezapomnianego kapłana. Bo ważne jest, by pamięć o dobrych ludziach, a zwłaszcza o tych, którzy w czasach totalitaryzmu i zamazywania wszelkiego dobra, dodawali otuchy i sił, nie zagasła w społeczności wiernych. Ta pamięć jest bowiem świadectwem ostatecznego zwycięstwa dobra nad złem.

MENU

Kategorie rozdziału

Wszystkie [2]

Forma wejścia

Szukaj

Kalendarz

«  Kwiecień 2024  »
PnWtŚrCzwPtSobNie
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
2930

Nasza sonda

Ocena strony
Suma odpowiedzi: 261

Statystyka


Ogółem online: 1
Gości: 1
Użytkowników: 0