PARAFIA MĘCZEŃSTWA ŚWIĘTEGO JANA CHRZCICIELA w Samborze


Poniedziałek, 30.12.2024, 16:43


                                  „Kochać to nie znaczy patrzeć na siebie nawzajem, lecz patrzeć razem w tym samym kierunku”.A. de Saint-Exupery

Login: Gość | Grupa "Goście" | RSS | Główna | gazetka_42_1 | Mój profil | Wyjście

        

PISMO PARAFII ŚCIĘCIA ŚW. JANA CHRZCICIELA W SAMBORZE

Nr 5 (42) Maj 2010 rok.       


 


Na śmierć Prezydenta Polski…

 

 

Boże, nasz Ojcze, stajemy przed Tobą pełni bólu i niepewności. W wypadku lotniczym po raz kolejny straciliśmy wspaniałych ludzi, straciliśmy też głowę naszego państwa. Chcemy Cię prosić z pokorą o nowego prezydenta. Wiesz jak krnąbrnym narodem jesteśmy, dlatego daj nam prezydenta:

• mądrego i pełnego wiedzy o świecie, a szczególnie o naszej ojczyźnie;

• pracowitego, przedkładającego dobro Polski nad swoje zdrowie i wolny czas;

• znającego i kochającego historię Polski, dostrzegającego i w imieniu nas wszystkich nagradzającego tych, którzy na tej historii wycisnęli pozytywne piętno;

• skromnego i nie kierującego się prywatą czy to w znaczeniu materialnym, czy też sensie popularności ludzkiej;

• prawdomównego, nie zdobywającego ludzi nie tylko kłamstwem, ale także tym, co ulotne;

• wytrwałego i mężnego, nie zważającego na nieprzychylne mu ludzkie opinie, ani na wzgardę innych;

• autentycznie wrażliwego na ludzką biedę, ale bez wrażliwości aktorskiej, właściwej niekiedy ludziom pierwszych stron gazet;

• szczerze i sakramentalnie wierzącego w Chrystusa, i kochającego Kościół, ale też rozumiejącego i szanującego ludzi tej wiary i miłości nie podzielających.

Daj nam Panie takiego prezydenta! I niech ma żonę, która będzie Jego uzupełnieniem. Niech się nim opiekuje tak, jak to robią dobre, skromne polskie żony, nie wstydząc się prostych, ludzkich gestów miłości. A dla nas niech się stara być nie tylko Pierwszą Damą, ale jak za starych, dobrych czasów Matką. I niech oboje żyją tak, aby żadna niemądra gazeta nie miała tematu do niemądrych artykułów. Daj nam Panie takiego prezydenta!

„Już go mieliście. Już raz wam go dałem. Nie mieliście jeszcze w waszej historii prezydenta, który choć ułomnie, ale jednak, spełniał te wszystkie oczekiwania i to naraz: miał mądrość i wiedzę, skromność i bezinteresowność, prawdomówność i męstwo, szacunek dla ułomnych, miłość do Boga i Kościoła, tolerancję dla innowierców. A przecież każda z tych cech w jego wykonaniu, była przez was wykpiwana. Wszystko, co czynił było dla was złe lub śmieszne, a jego dobrego imienia nawet wasze sądy nie broniły, chociaż prawo nakłada na nie taki obowiązek. Nigdy w historii Polski nie było czegoś podobnego!”

Czyż Bóg nie mógłby tak do nas powiedzieć!? Jestem głęboko przekonany, że nasz naród wcale nie stoi dzisiaj „przed tajemnicą ludzkiej śmierci”. Tą formułą przykrywamy dzisiaj wszystkie tragiczne wydarzenia, tak jakby Bóg był wielkim niemową albo szyfrantem a Kościół nie miał zleconej przez Niego misji „rozpoznawania znaków czasu”. My stoimy dzisiaj przed wielkim znakiem z Nieba. Bóg zabrał nam Głowę Państwa w dniu, w którym liturgicznie pięć lat temu zabrał nam Ojca Świętego. I zabrał nam Prezydenta w miejscu, gdzie jest bliżej do nieba, bo tam ginęli nasi rodacy Chrystusową niewinną śmiercią. Tej tragedii nie można uznać tylko za tajemnicę. Ona jest znakiem!

Czyż nie jesteśmy świadkami, jak ten straszliwy brak prawdy i kultury w życiu publicznym na naszych oczach przechylił czarę goryczy? Czym wstrząsnąć nasz naród, abyśmy przestali nazywać swawolę wolnością, a każde nieludzkie zachowanie demokracją? Jak przekonać ludzi, że życie w społecznie zaakceptowanej, a nawet zalegalizowanej nieprawdzie prowadzi do ruiny?

Tylko pozwalając ludziom zaznać straszliwego uczucia pustki, po tych, których nie chcieli. Tak jak było z Jezusem. Bóg nie daje znaków niewidomym. Nie może, więc jeszcze uważać nas za całkowicie ślepych, jeżeli nie przestał do nas mówić. Jako wierzący dobrze wiemy, że dopuszcza męczeńskie tragedie, aby ludzie uniknęli tragedii całkowitych. Dlatego czas, który przed nami, owszem, powinien być naznaczony ciszą, ale nie może być tylko czasem przeżytym. On musi być przez nas przemyślany. Przemyślany głęboko i na kolanach przed obrazem z podpisem „Jezu ufam Tobie”. My, Polacy szczycimy się naszym hymnem, w którym śpiewamy z przejęciem: „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy”. Czas ponownie zrozumieć, że te słowa są prawdziwe tylko wtedy, gdy poprzedza je inne, ważniejsze stwierdzenie faktu: Jeszcze Polska nie zginęła, póki Ty Jezu żyjesz i królujesz pośród nas. Póki tutaj szanuje się Twoją prawdę. W Święto Miłosierdzia, słyszeliśmy, jak Jezus wyrzucał brak wiary swym uczniom, ale też jak powiedział do nich: Pokój wam. Weźmijcie Ducha Świętego. Komu grzechy odpuścicie, są im odpuszczone. Słowa pełne ufności i miłosierdzia! Uwierzmy w nie! Dajmy się prowadzić Duchowi Świętemu i kierujmy się w życiu Jego Prawdą. Kochajmy naszą Ojczyznę! Kochajmy ją jak pomordowani i polegli w Katyniu! Kochajmy ją ofiarnie! Kochajmy! Żadna śmierć nie jest daremna, dopóki Jezus żyje pośród nas! Jego Męka, Śmierć i Zmartwychwstanie, i wypływające z nich Miłosierdzie, niech ogarnie ofiary tej strasznej katastrofy! I niech ogarnie nasz naród!

Ñ        Ò                    Ñ        Ò                    Ñ        Ò                    Ñ        Ò                    Ñ        Ò

…bądź wola Twoja…

Srebrzysty samolot wzniósł się w niebo. On beztrosko szybował ponad chmurami, dumny i zachwycający. Pod szerokim rozmachem jego mocnych skrzydeł zmieniały się szybko widoki: lsy, góry, rzeki i równiny. W takt muzyki potężnych silników leciał on w promieniach słońca. A ziemia owinięta mrokiem, westchnęła ciężko otwierając swe złowieszcze objęcia…Bolesny jęk…dlaczego?...zawisł nad światem. Szok… Ból… Łzy… Rozpacz… Zaduma… Czemu tak miało się stać? Niepojęta jest Wola Boża… Często jest nam trudno pogodzić się z nią, nie rzadko nie rozumiemy Bożych pomysłów, próbujemy się przeciwstawić Woli Bożej. A jednak On, Bóg wszechmogący, który stworzył wszechświat, dał nam życie i ma wobec każdego z nas swój plan o wiele doskonalszy i niżeli ludzki.

Stary pustelnik o imieniu Sebastian zazwyczaj modlił się w malutkiej kapliczce, skrytej pośród cienistej doliny. Modlił się przed „Rozpięciem”, które miało na imię „Chrystus Miłosierny”. W dolinę schodził się lud z całej okolicy, by wymodlić miłosierdzie i pomoc Boga. Pewnego razu stary Sebastian postanowił prosić o łaskę i zgiąwszy kolana zaczął się modlić: „Panie, pragnę cierpieć razem z Tobą. Pozwól mi zająć Twoje miejsce. Chcę wisieć na krzyżu”. I zamarł w całkowitej ciszy, czekając na odpowiedź. Aż nagle Chrystus otworzył usta i rzekł: „Przyjacielu, zgadzam się spełnić twą prośbę, lecz pod pewnym warunkiem: cokolwiek by się nie zdarzyło, co byś nie zobaczył, musisz chronić ciszę. Przyrzekam Ci, Panie!”. I zamienili się miejscami. Nikt nie zauważył, że odtąd Sebastian wisiał przybity do krzyża, a Chrystus zajął jego miejsce. Wierzący jak zwykle wznosili przed krzyżem swe modły, zanosili podziękowania, lecz pustelnik dotrzymując przyrzeczenia milczał. Aż pewnego dnia przyszedł do świątyni bogacz, modlił się długo i rzewnie, a gdy po modlitwie odchodził, zapomniał zabrać ze sobą z klęcznika sakiewkę pełną złotych monet. Sebastian zauważył to, lecz milczenia nie naruszył. Nie odezwał się nawet wtedy, gdy po godzinie przyszedł biedak, ujrzał ową sakiewkę i chwyciwszy ją wyszedł, nie dowierzając swemu szczęściu. Nie otworzył ust, gdy ukląkł przed nim młody człowiek, prosząc o opiekę w czasie trudnej podróży na morzu. Lecz nie wytrzymał, gdy przybiegł z powrotem bogacz, który myśląc, że to właśnie ten młody człowiek ukradł jego sakiewkę pełną złota i rozpaczliwie krzyczał wzywając straż. „Zaczekajcie” – zabrzmiał wówczas niesamowitym głosem Sebastian. Bogacz i młody człowiek w przerażeniu spojrzeli w górę i ujrzeli, że to przemawia „Rozpięcie”. I wtedy Sebastian wyjaśnił im wszystko. Bogacz, co tchu pośpieszył szukać biedaka. Młody człowiek pośpiesznie odszedł, aby nie spóźnić się na statek. Kiedy w świątyni nie było nikogo, oprócz Jezusa i Sebastiana, Zbawiciel zwrócił się do pustelnika z naganą: „Zejdź z krzyża. Nie jesteś godzien zajmować to miejsce, bo nie umiesz milczeć. Ale Panie – usprawiedliwiał się Sebastian – czyż mogłem milczeć, widząc taką niesprawiedliwość? Nie wiesz – odpowiedział Jezus, że bogacz musiał zgubić swoją sakiewkę, bo pragnął wykorzystać pieniądze w niegodnym celu. Natomiast ów ubogi bardzo ich potrzebował. Gdyby młodego człowieka zatrzymała straż, to on nie zdążyłby na statek i tym sposobem uratowałby swoje życie, ponieważ statek właśnie teraz na pełnym morzu tonie”.

We wszystkich czynach człowieka, dziejach ludzkości, jeżeli je głęboko analizować i dobrze zrozumieć, to można dostrzec zamysł Boży. Nie jesteśmy w stanie wytłumaczyć sobie woli Pana, winniśmy ją przyjąć. Ostatnie informacje podają, że ekipa samolotu, który tak tragicznie zakończył swój fatalny lot, w ostatnich chwilach uświadomiła sobie nieodwracalny los…jeden z pilotów modlił się: przyjdź królestwo twoje, bądź Wola Twoja…To była Wigilia Bożego Miłosierdzia…

Ewelina Borsuk

Czytaj dalej ->

MENU

Kategorie rozdziału

Wszystkie [2]

Forma wejścia

Szukaj

Kalendarz

«  Grudzień 2024  »
PnWtŚrCzwPtSobNie
      1
2345678
9101112131415
16171819202122
23242526272829
3031

Nasza sonda

Ocena strony
Suma odpowiedzi: 261

Statystyka


Ogółem online: 1
Gości: 1
Użytkowników: 0