Czwartek, 01.06.2023, 05:08
„Kochać to nie znaczy patrzeć na siebie nawzajem, lecz patrzeć razem w tym samym kierunku”.A. de Saint-Exupery
PISMO PARAFII ŚCIĘCIA ŚW. JANA CHRZCICIELA W SAMBORZE Nr 4 (41) Kwiecień 2010
rok. ZAMRTWYCHWSTANIE Dobrze widzi
się tylko wtedy, gdy się patrzy sercem. Najważniejsze jest dla oczu niewidoczne
– to stwierdzenie najlepiej chyba określa postawę wymaganą wobec tajemnicy
zmartwychwstania. Ewangelia ukazuje nam, że ci, którzy kierują się głosem serca
i nie pozwalają się przytłoczyć tragicznym wydarzeniom, że właśnie oni są w
stanie spotkać Zmartwychwstałego, rozpoznać i doświadczyć radości płynącej z
tego spotkania. Maria Magdalena i uczeń,
którego Jezus miłował – pierwsi dotykają prawdy zmartwychwstania; dotykają jej
sercem, bo sercem jej szukają. Tragedia Wielkiego Piątku, pustka i beznadziejna
cisza dnia następnego pokazują, jak bezsensowne jest życie, gdy gaśnie ostatni
płomyk nadziei. W takiej sytuacji zdolni są tylko przetrwać jedynie ci, którzy
potrafią usłyszeć w swoim sercu głos, który mówi: „to niemożliwe!”. Właśnie ten głos kazał Marii Magdalenie biec do
grobu, ten też głos tak uskrzydlił umiłowanego ucznia, że wyprzedził on
wszystkich w dążeniu do pewności wiary. Serce mówiło im: „To niemożliwe, przecież On powiedział, On znał Ojca, On nie kłamał!”.
Głos serca, który stawał się coraz mocniejszy i przebijał się powoli ponad
głosami myślących realnymi kategoriami. Głos, który nie zawiódł, bo budził
nadzieję, rozkrzewił wiarę i w końcu doprowadził do spotkania… Jak można
wierzyć w miłość w rzeczywistości zdominowanej przez agresję, egoizm,
niesprawiedliwość i wojny? Gdzie był Bóg, gdy ludzie ginęli w Auschwitz,
Katyniu…? Jak można dziś wierzyć w dobro i miłość? Na czym opierać nadzieję na
przyszłość? Obiektywnie patrząc, można by rzec, że ten świat wyczerpał już
swoje możliwości, że doszliśmy do „końca
historii…”. „Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie,
próżna jest także wasza wiara…”- mówi św. Paweł (1 K0or 15, 14). Nie ma żadnej matematycznej
formuły, z której można by wyprowadzić prawdę o zmartwychwstaniu; żaden system
komputerowy nie może jej odtworzyć, bo nie jest „logiczna”. Bo logika zmartwychwstania to logika serca; serca,
które ukochało, które szuka, wychodzi na spotkanie, spotyka i doświadcza.
Prawdy o zmartwychwstaniu nie głoszą naukowcy lecz świadkowie. „My jesteśmy świadkami tego wszystkiego” – bądźmy,
zatem w codziennym życiu świadkami Zmartwychwstałego Pana. ks. Augustyn CR
Poraź nas jak żołnierzy Piłata, By wiara nasza nie skrzepła. Obal uderzeniem światła, By serce nie oślepło. Daj nam tęsknotę Trzech Marii, A jeśli nas przywołasz – Nad życiem naszym otwartym Postaw swego anioła. Ty któryś otworzył skałę, Jak ziemię otwiera ziarno. Daj miłość ludzi i rzeczy Wytrwałą i odważną. ŚWIATŁO ZMARTWYCHWSTANIA… Przed kilkoma
dniami ze względu na silny wiatr była uszkodzona linia elektryczna i na jakiś
czas mój dom pogrążył się w ciemności. Mama przyniosła do mego pokoju dwie
świece i ja zapaliłam je, ażebym mogła przygotować się do zajęć. Zauważyłam, że
jedna świeca płonie bardzo dobrze, równo, dając dużo światła. Druga zaś płonęła
marnie, dając mało światła, ale za to dużo dymu. Odłożyłam podręcznik i w
zadumie obserwując świece porównałam je z ludzkim życiem. Jedni żyją, dając
dużo światła i ciepła, inni przechodzą obok z dużą dawką chłodu i obojętności.
Zastanawiałam się, dlaczego tak jest? Czy jesteśmy gotowi nieść świecę swego
życia tak, by dawała ona więcej Bożego światła i mniej „ludzkiego” dymu? Jak
zapalić w swej duszy latarnię, która nieomylnie poprowadzi do portu wiecznego
zbawienia? Czego brakuje nam? Może zbyt słabą jest nasza wiara w to, że Ojciec
Niebieski przez swoją do nas miłość posłał swego jedynego Syna, Jezusa, który
przez śmierć krzyżową i zmartwychwstanie otworzył dla nas bramy Królestwa Wiecznego.
Wiara w Jezusa, w Jego krzyżowy czyn staje się światłem dla ścieżki twojego
życia, kagankiem dla twej nogi. Chrystus
obciążony krzyżem jest znakiem wybaczenia naszych nieprawości, niesie zgodę i
spokój w nasze serca . Zaprasza nas, abyśmy Go naśladowali. Niesiemy krzyż
naszej szarej codzienności, wątpiąc, narzekając, pochylając głowę i bezradnie
rozkładając ręce. Czasem uchodzi nam ziemia spod nóg, często nie rozumiemy
planów Bożych na swe życie, wydaje się, że stoimy na krawędzi. Zapominamy, że
Pan przebacza nam, przejawia swe miłosierdzie, woła nas do siebie, zachęca nasze
serca do skruchy i oczyszczenia z grzechów. Wszyscy jesteśmy grzeszni przed
Bogiem i wszyscy będziemy odpowiadać przed Nim za nasze grzechy. Chrystus umarł
za grzechy ludzi na krzyżu, i jeśli człowiek przyjmuje tą ofiarę z wiarą, to
wówczas Bóg przebacza jego grzechy i przewinienia. Zmartwychwstanie
Chrystusa, poprzedzone Jego męką i śmiercią krzyżową, jest źródłem
przemieniającej mocy, która ogarnia każdego człowieka i cały materialny świat
przez Boga stworzony. Jest ono źródłem wielkiej radości chrześcijan i napawa
nas nadzieją, że i nasze życie, pogrążone w ciemności przygnębienia, smutku i
problemów, rozjaśni się światłem paschalnej świecy. Jak powinniśmy
ułożyć swe życie? Jak postępować, aby nie zbłąkać się w ciemnościach, ale
oświecać drogę sobie i przechodzącym obok światłem, które zapala dla nas
Zmartwychwstały Chrystus? Zakończyliśmy
Wielki Post chwalebnym zmartwychwstaniem i radośnie brzmiącym „Alleluja!”. Jest
to coroczny sygnał do duchowego odrodzenia, zmiany życia, duchowego
zmartwychwstania, rozpoczęcia na nowo prawdziwie chrześcijańskiego życia. Jest
to dar od miłosiernego Boga. On znów lituje się nad nami grzesznikami, daje nam
szansę na życie z Nim w wieczności. Boże przebaczenie jest wyrazem Jego miłości
do człowieka, którą On podzielił się z nami i powierzył ją „w depozyt”, byśmy
mogli ją mnożyć po świecie. Ta siła miłości, która pokonała śmierć i zajaśniała
zwycięskim zmartwychwstaniem Jezusa Chrystusa, pokona wszelkie zło, nienawiść i
grzech, i zajaśnieje blaskiem Królestwa Bożego w sercach ludzi. Wołając z
radością „Chrystus zmartwychwstał!” - wszyscy winniśmy być gotowi pójść za Nim,
nie bacząc na trudy, znużenie, zwątpienia. On obdarzy nas siłą i mocą. Z całego
serca zaprośmy Jezusa w nasze serca, aby był w naszym życiu światłością. I
życie nasze stanie się podobne do świecy, która jasno płonie Bożym światłem. I
żadne życiowe problemy nie pogrążą nas w mroku i nie będziemy błąkać się w
ciemnościach. Ewelina Borsuk
Ty wstępujesz
do domu celnika, gdy inni nim gardzą. Ty
przywołujesz dzieci do siebie, gdy inni je odsuwają. Ty zbliżasz
się do słabych i chorych, gdy inni łokciami się przepychają. Ty usuwasz się
w cień, gdy chcą Cię ogłosić królem. Ty nazywasz
Judasza przyjacielem, gdy on Cię wydaje wrogom. Ty przebaczasz
Piotrowi, który się Ciebie wyparł. Ty łotrowi na
krzyżu obiecujesz raj, gdy inni go przeklinają. Ty bierzesz na
siebie nasze winy i grzechy, gdy inni umywają ręce na znak niewinności. Ty zwyciężasz
śmierć swoją, gdy inni uważają, że wszystko skończone. Jezu, dziękuję
Ci, że jesteś inny. (Autor nieznany) Podczas Ostatniej Wieczerzy wszystkich nas Jezus nazwał
przyjaciółmi, powiedział „Już nie nazywam
was sługami, tylko przyjaciółmi i oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od
Ojca, który jest w niebie”. A jak powinni zachowywać się przyjaciele?
Chrystus kocha każdego z nas, przebacza nasze winy, chętnie podstawia swoje
ramiona, gdy sami już nie możemy iść, cierpliwie czeka na powrót syna
marnotrawnego. A jak jest z naszej strony? Często narzekamy, nie chcemy nieść
własnego krzyża, a cóż dopiero krzyża cierpienia innych…? Po prostu staramy się
go nie zauważać, nie godzimy się na dźwiganie krzyża bliskich, zawsze brakuje
nam siły i czasu na dobre słowo, na uśmiech i życzliwość, na pomoc drugiemu człowiekowi.
Często nie rozumiemy, że właśnie to jest współczesny krzyż Chrystusa, bo to On
nauczał: „Cokolwiek uczyniliście jednemu
z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. Jezu, Ty
naprawdę jesteś inny… Bo tylko Ty umiesz każdą naszą klęskę, każde cierpienie i
zło przemienić w ogrom dobra dla nas. Bo Ty jesteś Miłością. W czasie Wielkiego Postu i
Zmartwychwstania Pańskiego przypominają mi się chwile pobytu w Ziemi Świętej,
gdy kroczyłam śladami Chrystusa na Golgotę, zadawałam sobie pytanie: kim ja
jestem dla niego? Czy jestem Jego przyjacielem? Dlaczego On wybrał mnie,
obdarzył ogromną łaską i chce bym szła z nim po Jego męczącej drodze? Pewno
dlatego, abym odczuła to sama i powiedziała Wam Droczy Czytelnicy, że On jest
naprawdę inny – miłosierny bez granic, bezwzględnie kochający każdego z nas, że
Jego nasze życie nie kończy się grobem, że największym tryumfem jest
Zmartwychwstanie – Jego i nasze. W tym radosnym okresie
Wielkiejnocy napełnijmy swoje serca pokojem i radością, zaufajmy Mu, bo On jest
inny… Maria Iwanowa Ñ Ò Ñ Ò Ñ Ò Ñ Ò Ñ Ò Ñ Ò MAŁA
DROGA Po latach
poszukiwań, siostra Teresa odkrywa drogę dziecięctwa duchowego. Odkrycie to
przemieniło zupełnie jej życie. Otrzymała łaskę głębokiego poznania Ojcostwa
Boga, który nie jest niczym innym jak tylko Miłością Miłosierną. Odtąd z
całkowitą i zupełnie naturalną ufnością dziecka, które czuje, że się je kocha i
zawsze wybacza wszelkie popełnione błędy, Teresa pójdzie naprzód swoją
"małą drogą ufności i miłości". Teresa nie potrzebuje modlitewnych formułek i
książeczek do nabożeństwa. "Ja robię
tak jak dzieci, które jeszcze nie umieją czytać, ja mówię po prostu dobremu
Bogu to, co chce mu powiedzieć i On mnie zawsze rozumie." - pisze. Ma
do Boga zaufanie dziecka. Pewności i gwarancji nie potrzebuje. Podkreśla, że
mozolne posuwanie się naprzód w zaufaniu w dobroć Bożą może być bardziej
wartościowe niż pełne własnego zadowolenia wykonywanie cnót. Tylko ten który
nie posiada nic, może zostać czymś obdarowany. Tylko duszę wolna od zaufania we
własna sprawiedliwość, we własne dokonania i ludzkie zabezpieczenia, może Bóg
napełnić swa mocą. Teresa zdaje sobie doskonale sprawę niebezpieczeństwa, które
czyha na jej małej nowej drodze. Kiedy rezygnuje się z wielkich czynów, działań
i zasług, daje się pole do działania lenistwu i ucieczce przed
odpowiedzialnością, ale Teresa nie chce przecież żeby nic nie robić. Chce tylko
tego, żeby nie być dumnym z własnego działania, bo cała ludzka sił jest darem
Boga. Mała droga
Teresy uświęca zwykły, powszedni dzień. Mówi, że nie należy marzyć o czymś
nadzwyczajnym, ale wykonywać z miłością to co zwyczajne. Teresa pisze: "Gdy nie mogę nic odczuwać, gdy jestem
całkiem oschła, niezdolna aby się modlić, praktykować cnoty, wtedy szukam
malutkich okazji, prawdziwie nic nie znaczących czynów, by sprawdzić Jezusowi
radość. Na przykład uśmiech, przyjazne słowo jeśli wolałabym raczej milczeć,
albo zrobić markotna minę". Jej życie pokazuje, że świętym zostaje się
nie przez niezwykłe talenty bohaterskie czyny. Świętym jest człowiek, który
wszędzie i zawsze żyje w pobliżu Boga. "Nie
mogę uczynić się większą ... ale chcę szukać sposobu, aby dostać się do nieba
na małej drodze, na drodze prawdziwie prostej, prawdziwie krótkiej, na całkiem
małej nowej drodze". Wystarczy więc
uczynić się całkiem małym, by zostać przygarniętym w ramiona ukochanego Ojca,
stać się jak mały baranek, by Pan przygarnął go do serca. Uczynić się całkiem
małym z miłości. Kiedy Teresa odkrywa tę podstawową prawdę, odczuwa przejmującą
radość i woła: "O Jezu, moja
miłości, wreszcie odkryłam moje powołanie. Moim powołaniem jest Miłość! W Sercu
Kościoła będę Miłością i w ten sposób będę wszystkim"...
Pozostać małym
znaczy: "uznać swoją małość,
wszystkiego oczekiwać od dobrego Boga, nie smucić się za bardzo swoimi biedami.
W końcu: nie chcieć gromadzić żadnych szczególnych zasług... Pozostać małym
znaczy dalej: nie przypisywać sobie cnót, które się praktykuje, jak gdyby się
było zdolnym do czegokolwiek dobrego, lecz uznać, że są one skarbem, który
dobry Bóg włożył w rękę swojego małego dziecka, aby się nim posłużyć gdy go
potrzebuje!". "Musimy czynić wszystko, co do nas
należy"
- stwierdza jasno. Dawać nie licząc, praktykować cnoty przy każdej okazji,
stale się przezwyciężać, udowadniać naszą miłość przez wszelkiego rodzaju
czułość, wymyślną delikatność -jednym słowem, musimy z miłości ku Bogu
wykonywać wszystkie dobre czyny na jakie nas stać. Ale rzeczywiście konieczną
rzeczą jest, całą naszą ufność złożyć w Tym, Który sam uświęca nasze czyny i
Który potrafi nawet z kamieni wzbudzić dzieci Abrahamowi. Tak, koniecznym jest,
jeśli uczyniliśmy wszystko co powinniśmy uczynić, abyśmy się wtedy uznali za
nieużyteczne sługi, ufając równocześnie, że Bóg da nam z łaski wszystko, czego
potrzebujemy. To jest mała droga dziecięctwa!". W okresie 9,5 lat spędzonych za milczącymi murami karmelitańskiego klasztoru skrystalizowała się w duszy tej pokornej zakonnicy duchowość prosta i jaśniejąca, porównywalna z najbardziej owocnymi w całej historii Kościoła. "Mała droga" terezjańska pociągnie swym świetlistym śladem ogromne tłumy wiernych aż do końca cza0sów. s.Katarayna Ławreniuk FRM |
MENUKategorie rozdziału
SzukajKalendarz
ArchiwumNasza sondaStatystykaOgółem online: 1 Gości: 1 Użytkowników: 0 |